12 lutego 2016

Kto język ubóstwia?

W poniedziałek zamach. We wtorek pucz. Środa dniem zagłady. W czwartek umiera demokracja, zaraz za nią w piątek ginie konstytucja. W sobotę ktoś nie ma wolnego, bo demontuje system. Niedziela to oczywiście dzień Sądu Ostatecznego.

Już dawno temu zaciekawiło mnie to, jak nikczemnie mizerny jest zasób słów w polskiej polityce. Oponenci od lat obrzucają się tymi samymi inwektywami, sugerują te same draństwa i wytykają te same błędy. Jednak wydaje się, że w ostatnim czasie zjawisko przybrało na sile, słownik polityków został zawężony do absolutnego minimum, a jego jakość doszła do ściany, za którą nie ma już kolejnego pokoju. Gdyby tak się skupić, usiąść i sumiennie policzyć, ilu słów używają nasi dygnitarze, wyszłoby, że około trzydziestu. Serio. Policzcie sami. Spisek, układ, postkomuna, faszyzm, kaczyzm, pisizm, machlojki, PR, homofobia, ksenofobia, nowoczesność, przystawka, afera, hucpa, prezes, spółdzielnia, grillowanie, happening i jeszcze parę innych + kilka czasowników i partykuł.


I gdyby tak uznać, że mowa polityków to nic innego jak vox populi, wówczas lada moment w życiu codziennym należałoby spodziewać się przykładowo takich oto rozmów:

- Poproszę kilogram jabłek.
- Tych z kondominium niemiecko-rosyjskiego?
- Tak, tych naszych, prawdziwie polskich.
- Bo mamy też takie z Węgier, lepsze, niczym nie pryskane.
- Pani, ja wiem, że to tylko taka zagrywka pijarowa. Zostanę przy tych, którym zaufały miliony Polek i Polaków.
- No to może dam panu pół na pół, tak żeby był parytet zachowany.
- Dobrze. Ale zaraz, te z lewej jakieś podgniłe.
- Ojej, to chyba przez tę politykę ciepłej wody. Już wymieniam te lewackie. A może chciałby pan kupić saszetkę nasion gender? To taka nowość z Azji, nigdy nie wiadomo do końca, jaki z tego  owoc wyrośnie. Mamy w promocji z jabłkami.
- Nie, dziękuję za wszelkie faszystowskie zniżki, mam kapitał polityczny. Ile płacę?
- 2,99 zł. Oj, nie chcę mataczyć, ale nie mam wydać. Mogę być grosik dłużna?
- ..................... hańba!

Jeżeli chodzi o ewolucję, a raczej dewaluację języka, to w sumie w mediach zrobiło się pod tym względem jeszcze ciekawiej. Moim zdaniem najtrafniej skwitował to Szymon Jachimek (mniej brzydki brat Tomasza) we wpisie na Facebooku. Pozwolę sobie przytoczyć ów tekst, bo wyczerpuje on w całości stosowny komentarz:

"Młoda prawniczka ZMIAŻDŻYŁA PiS, które wcześniej DOJECHAŁO PO, które z kolei ZNISZCZYŁO Kukiza, który ZMASAKROWAŁ Nowoczesną.

Cała nadzieja, że utrzymają tempo i nie dotrwają do wiosny".

Pozostając w stylistyce: zaorał.

Boję się tej radykalizacji i boję się rzeczywistości, w której żeby zostać usłyszanym, trzeba kogoś rozjechać lub przeczołgać, a żeby móc sprawować władzę, należy innych oskarżać o zdradę stanu.

Choć z drugiej strony może i ciekawie będzie wykrzyczeć do kogoś "ty sukinsynu" i usłyszeć o sobie "ten to jest powściągliwy..."


PS Zmieniłem sobie nazwę bloga. Po raz kolejny. A co, wolno mi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz