23 października 2015

Skuterem pod kino

Zimno nadeszło. Ale takie zimno faktyczne, które nie pozwala bawić się w półśrodki, lecz nakazuje powyciągać z szaf te cieplejsze kurty, szaliki i nawet już rękawiczki. Ja przekonałem się, że jest już faktycznie zimno, gdy zmarzłem w ostatnim czasie jak Kenijczyk na wakacjach w Estonii podczas jazdy skuterem do pracy. A właśnie, kupiłem sobie skuter. To znaczy kupiłem już czas jakiś temu, ale się nie chwaliłem, bo ogólnie dawno niczym się tu na blogu nie dzieliłem. I w sumie formalnie nie skuter, bo zarejestrowany jest pod dumną nazwą "motocykl", ale nie oszukujmy się - mimo że nie pierdzi jak odkurzacz, bo to 125-tka, to dalej wygląda jak podgatunek, czyli bzykacz. Przyzwyczaiłem się już nawet do szyderstwa, że mam fajny, kobiecy pojazd. Ale jak też praktyczny i sympatyczny jest tenże wehikuł! To oszczędność dla kieszeni (spalanie + mogę parkować w dowolnym miejscu za darmo), oszczędność czasu (a czas to pieniądz, więc w portfelu zostaje jeszcze więcej...taa, jasne) i nade wszystko frajda z wywijania pomiędzy lusterkami stojących w korku dwuśladów. Super. A jak już będę dorosły, to kupię sobie prawdziwy motocykl. Jednak nie wielkomiejskie przejażdżki w kasku miały być tematem dzisiejszego wpisu.