29 stycznia 2013

Mayday, mayday...

Jakiś czas temu obejrzałem, w ciągu dość krótkiego okresu, około trzydziestu odcinków serialu dokumentalnego "Katastrofa w przestworzach" - serwis youtube jest ich pełen. Jest to bardzo popularny, ale i niezwykle wysoko oceniany cykl dokumentalny traktujący o największych wypadkach w lotnictwie na całym świecie. Ja również bardzo lubię tę produkcję, dlatego z niecierpliwością oczekiwałem na odcinek dotyczący katastrofy pod Smoleńskiem. Wiedziałem, jak wielkie kontrowersje wywoływał już na wiele miesięcy przed emisją (chociażby ze względu na roboczy tytuł - "following orders") i że w Polsce będzie bardzo gorąco, gdy ta emisja nastąpi.


Zastanawiałem się jednocześnie, czy ów odcinek będzie pod jakimkolwiek względem wyjątkowy, czy będzie różnił się w swojej formie, narracji, sposobie przedstawienia śledztwa od innych dotychczas nakręconych? Bądź co bądź skala omawianej tragedii, jej społeczny wymiar i ciężar uzasadniałyby specjalne podejście do tematu. 

Nic takiego jednak nie miało miejsca. "Śmierć prezydenta" jest po prostu kolejnym odcinkiem serii. Tak samo jak w każdej innej odsłonie, otrzymujemy tutaj atrakcyjną warstwę wizualną, polegającą na sfabularyzowanym odtworzeniu ostatnich chwil lotu i symulacji katastrofy. W dalszej części opowiadana jest historia śledztwa mającego na celu wyjaśnianie przyczyn tragedii. Ten sam schemat znajdziemy w każdym innym odcinku serialu, nawet w tych traktujących o tragedii nad Lockerbie czy ataku na Pentagon.

Piszę o tym wszystkim dlatego, gdyż chciałbym wziąć w obronę kanadyjskiego producenta tego cyklu. Wszelcy przeciwnicy oficjalnych wersji i raportów, które stanowiły podstawę dla twórców tego odcinka oburzają się, że nakręcono film powielający stek bzdur i zamiatający wiele niejasności pod dywan. Należy zatem wyjaśnić w tym miejscu, że każdy odcinek opowiadający o konkretnej katastrofie opiera się na oficjalnie wydanych dokumentach, raportach, komunikatach etc. Są one wynikiem pracy specjalnie ku temu powołanych gremiów i instytucji (np. NTSB). W tym przypadku takie oficjalne dokumenty stanowiły raporty MAK i komisji ministra Millera. 

Nie kierowałbym więc pretensji w stronę twórców "Katastrofy w przestworzach", bo w mojej opinii podeszli oni do tematu rzetelnie, opierając się na odpowiednich dokumentach, według przyjętych przez siebie standardów. Pod tym względem, ale i tak jak już wspominałem pod innymi również, odcinek smoleński niczym nie różnił się od pozostałych. 

Pretensje należy mieć do tego, jak wyglądało śledztwo, którego ukoronowaniem było wydanie kuriozalnego raportu międzynarodowej komisji MAK. Na tym etapie Polacy słusznie oburzali się, gdyż w świat ruszyła seria nieprawdziwych doniesień, na czele z informacją o pijanym generale Błasiku w kokpicie. Z całą mocą należało negować takie ustalenia i część obywateli słusznie nadal walczy z oficjalną wersją, wciąż i wciąż wytykając nieprawidłowości i wątpliwości, o które zresztą nietrudno, gdy widzimy jak na światło dzienne wychodzą kolejne kwiatki dotyczące chociażby sekcji zwłok - obecnie nasuwa się raczej pytanie, czy je w ogóle przeprowadzono. 

Nie winię więc autorów odcinka za użycie tychże materiałów, po prostu zebrali do kupy to, co już od dawna krąży w publicznym obiegu. Ale kilka innych zarzutów można by postawić.

Po pierwsze, to chyba w ogóle po prostu za wcześnie na tworzenie takiego odcinka. Widziałem, że w tym samym sezonie 12. więcej jest odcinków opowiadających o dużo starszych wypadkach, nie trzeba zatem sięgać po najnowsze historie z powodu braku innych. Od rozbicia się Tu -154 minęły niecałe trzy lata, wciąż pozostaje mnóstwo pytań i wątpliwości do rozwiania, emocje wokół tragedii są wciąż bardzo żywe i świeże.  Co więcej, pojawiają się nowe wątki, bo jak się okazało, redaktor Gmyz został zwolniony przedwcześnie - pięć tygodni po jego tekście "Trotyl na wraku Tupolewa" pułkownik Jerzy Artymiak obwieścił: "Detektory użyte w Smoleńsku wykazały faktycznie TNT". Niezła bomba, co?

Po drugie, nadkruszając nieco argument, który przytoczyłem wcześniej: nawet pomimo istnienia oficjalnej wersji można dopuścić głosy wobec niej krytyczne. Pamiętam odcinek dotyczący katastrofy lotu SilkAir 185, w której podważona została interpretacja jakoby pilot - samobójca celowo wprawił samolot w lot pikujący roztrzaskując go o Ziemię. Niezależna grupa ekspertów niezgadzających się z tą wersją pracowała przez wiele miesięcy wytykając błędy w śledztwie i w ponownym procesie udowadniała, że rzeczywistą przyczyną katastrofy była rozbudowana awaria techniczna. Odcinek ukazywał argumenty obu stron, nie opowiadając się za żadną z wersji. Wydaje mi się, że w przypadku "Śmierci prezydenta", tzw. druga strona zasługiwała na więcej miejsca, aniżeli na kilkukrotne wspomnienie, że w Polsce istnieją różne teorie spiskowe i wiele osób nie kupuje żadnego z oficjalnych raportów. 

Po trzecie wreszcie, chyba u każdego z oglądających ten odcinek gorzki śmiech wywoływało zdanie o wzorowej współpracy dla wspólnego celu grup polskich i rosyjskich śledczych. Członek Komisji Badania Wypadków Lotniczych kapitan Wiesław Jedynak przyznał, że się cofnął gdy to usłyszał i że on by tak tego nie określił. Z pewnością nikt normalny by tak tego nie określił.

Pochwalić należy chęć pokazania przez TVP obu ostatnich filmów dotyczących katastrofy smoleńskiej. Im więcej faktów, dziwnych niejasności, kontrowersji itd. ujrzy światło dzienne, tym lepiej dla nas. "Anatomia upadku" redaktor Anity Gargas zadaje celne pytania i jeżeli oficjalne tkanki nie mają nic do ukrycia, bez problemu powinny się z nimi skonfrontować. 

Polecam przezwyciężyć ewentualną osobistą awersję i obejrzeć ten film, który i tak nie podnosi wszystkich kwestii, jak chociażby skandalicznego zachowania Rosjan niszczących dowód poprzez umycie wraku samolotu.

Nie mam konkretnego zdania dotyczącego przyczyn katastrofy smoleńskiej, którego bym się w dodatku kurczowo trzymał, bo i nie mogę go mieć. Za mało wiem. Wszyscy za mało wiemy, a przecież wydaje się, że na tym etapie zasługujemy na więcej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz