2 października 2012

Polska to bardzo dziwna kraj

Nie, nie będzie jakiegoś wylewnego biadolenia na temat stanu naszego państwa, żadnego "obudź się Polsko" nie będę uprawiał. Ale temat notki nie może być inny, gdy w głowie wciąż kołacze mi się to hasło, powtarzane za Tadeuszem Rossem przez mojego Tatę w weekend do znudzenia. To ja może przytoczę dwa kwiatki.

Jedziemy w niedzielę na wieś (króliki się nam pochorowały no) i tak sobie zgodnie stwierdzamy, że bardzo miło i fajnie, że tę drogę taką równą, płaską, szeroką robią. Dobrze się jedzie. Ale czego nie potrafiliśmy za nic w świecie zrozumieć? Mianowicie dlaczego na całej trasie naszych dziesięciu kilometrów, każda miejscowość posiada po dwie tabliczki? Dwa razy Szadów, jeden i drugi, dwa razy Dzierżązna, dwa razy Galew, dwa razy Marulew. Dwa razy znak STOP i dwa razy teren zabudowany. Niemalże wszędzie, bez wyjątku. Ogarnęło mnie nieciekawe uczucie, że nadrabiamy kilometrów, wjeżdżając wszędzie dwukrotnie. O co chodzi, pytam Taty. "A bo widzisz, tłumaczą, że oprócz remontu drogi znaki mieli postawić, to i stawiają. Że obok dokładnie takich samych (przyjrzałem się uważnie, większość się nie różni od siebie niczym) to już nieważne. Mieli wykonać to wykonują. Jak w tym kraju ma być lepiej, jeżeli zaczynając od podstaw już jest dupa?" A taki znak to też wcale bagatela wydatek, około 200, 300 zł. Pomnożyć przez kilkadziesiąt i nie pytać, do kogo to trafia.

Ale mam większy hit. W latarni naprzeciwko naszego domu przepaliła się żarówka. Od kilku tygodni nie oświetlała wieczorami naszego fragmentu osiedla, toteż Tata w końcu zatelefonował. Gdzie? Do pogotowia energetycznego - tzn. nie zatelefonował ostatecznie, bo się dowiedział, że w Turku już takowego nie mamy. Najbliższy oddział - Kalisz. Ok. Dzwoni do Kalisza (nie tego;p) i uzyskuje informację, że oni to tylko od napraw i jakichś ogólnie poważniejszych usterek. Jak tylko żarówka, to miasto powinno wymienić. Ok. Tato dzwoni do Urzędu Miasta. Rozmówcy przerzucający go sobie jeden do drugiego (widocznie wzięli go za Janusza Weissa) w końcu przełączyli go do osoby kompetentnej. Miła i jak najbardziej zorientowana w temacie Pani poinformowała Tatę, że żarówkę owszem wymienią, ale jutro, bo ekipa z Łodzi już dziś nie przyjedzie. Skąd  ekipa?! - nie dowierza Tata. "Z Łodzi proszę Pana. Firma, która wygrała przetarg na wymianę żarówek w latarniach jest z Łodzi". To są autentyczne słowa wypowiedziane przez urzędnika administracji publicznej. Faktycznie, Tata powiedział, że na następny dzień rano byli i wymienili. Całkiem super, szkoda jednak, że furgonetki na wodę nie mieli. Pisałem już kiedyś, że myślenie ma kolosalną przyszłość? A może nie? Może pytanie powinno zabrzmieć co za lobby żarówkowe siedzi w Łodzi? Sam już nie wiem, co jest gorsze - skrajna głupota w zarządzaniu czy ewidentne kumoterstwo i koneksje w administracji.

Ciekawe jak to wszystko wygląda w Egipcie... A tak tak, jak każdy szanujący się leming, hipster, młody wykształcony z wielkiego miasta czy co tam innego chcecie (możecie zaznaczyć wszystko) wybywam dziś polansować się do tego przybytku pełnego niemieckich piwnych brzuchów, rosyjskich klat ze złotymi łańcuchami i polskich nieśmiertelnych skarpetek z sandałami. Mówią, że to dziki kraj. Ale mój kolega był i powiedział, że gówno prawda. Przekonam się na własne oczy, o ile podniosę w ogóle tyłek z mojego leżaka i ruszę poza hotel. Mam zamiar byczyć się jak nigdy, ponieważ gdyż mocno uważam, że mi się należy.

A, byłbym zapomniał. Mój serdeczny przyjaciel Kryspin Garniak dostał się na aplikację adwokacką i obiecał, że przyjmie mnie kiedyś do siebie na staż. Może nawet płatny. Takiego to warto się trzymać, nie ma co. Tymczasem gorąco mu z tego miejsca gratuluję sukcesu i obwieszczam zarazem: Szoarma Al Szejku - nadchodzim!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz