19 stycznia 2017

Wolno leżeć wolno

W samej końcówce minionego roku już po raz czterdziesty dziewiąty (siedem razy siedem) w moim życiu przeprowadziłem się. Po ponad sześciu latach spędzonych w Warszawie wyniosłem się ze stolicy i osiadłem na czas jakiś w niewielkim (acz powiatowym) miasteczku na Podkarpaciu. Z jednej strony czas na "Leaving Warsaw" nie mógł być lepszy, bo obudził się smog. Z drugiej jednakże, akurat dziś Sąd Najwyższy dał w zasadzie zielone światełko na picie piwa nad Wisłą, cholibka.

Tak czy inaczej przez najbliższe miesiące będę sobie egzystował tu na południu kraju, z dala od korków, manifestacji i wspomnianego już niesławnego smogu. Cisza, spokój, aż się chce człowiekowi pouczyć.

Pochodzę z niewiele większego (acz oczywiście również powiatowego) miasteczka, jednak przywykły od lat do realiów stołecznych zdążyłem zapomnieć o wielu jasnych stronach życia w małym mieście. A kilka z nich już się zdążyło objawić.

Żona moja ukochana dotychczas spędzała w drodze do pracy od dwudziestu pięciu do czterdziestu pięciu minut, na co wpływ miało oczywiście kilka czynników (a bo przesiadka, a bo kierowca autobusu jest pierdołą, a bo nie wiadomo dlaczego). Teraz czas jazdy wynosi pięć, ZAWSZE pięć minut. Do rynku doprowadza spacer trzydziestosekundowy (latem pewnie zejdzie do dwudziestu sekund). OK, po prostu akurat mieszkamy ulicę od rynku, ale to nie zmienia faktu, że w istocie wszędzie tutaj jest blisko. Do kościoła - koło dwustu metrów. Tako rzecze właściciel: "Proszę pana, choćby pan chciał, nie da pan rady spóźnić się na mszę".

Szybko dla kontrastu: sobota w Rzeszowie. I od razu wszystkie dostępne wulgaryzmy polskie, bo pół godziny szukamy miejsca parkingowego. Nie ma jak korek w centrum handlowym.

Dalej - wiadomo, zupełnie inny, sympatyczny świat cen. Americano w kawiarni nie kosztuje jedenastu złotych, lecz cztery. Za popcorn w kinie należy się czterokrotnie mniej niż w multipleksie. Drink w pubie za siódemkę, a nie dwadzieścia pięć. Pasuje.

Zapewne najważniejszy z plusów - czynnik ludzki. Tutejsze podejście, relacje i atmosfera są zauważalnie odmienne. Przykład: ruszamy na pierwsze zakupy, po mydło i powidło do mieszkania - jakiś kwiatek, wycieraczka, szczotka, pasta itd. Jest sklep, wielki i zasobny jak Castorama, pod jakże swojską nazwą "Majster". Bierzemy co nam potrzeba. Doniczka trochę odrapana - będzie zniżka. Ale to mało. Facet z obsługi sam proponuje, że wbije nam rabat na każdy nasz produkt. "Dajcie mi tu wszystko!" krzyczy wniebowzięty. Ale to mało. Nakazuje nam przy następnej wizycie odnaleźć go, żeby znów mógł nam podarować dziesiątki zniżek. Żona zachwycona.

Przykład drugi: musimy założyć sobie okno na świat, czyli Internet. Udaję się do lokalnego operatora, oczywiście w rynku. "Hmmm... Sygnał powinien do pana dochodzić, nic tu raczej nie zasłania" - głośno myśli młody człowiek z nienagannie ulizanym zaczesaniem. "Kogo my tam mamy na tej ulicy? Niech spojrzę... Jest! Nowak, pod dziesiątką. Łeee, jak u Nowaka działa, to u pana też będzie śmigało!" OK, czyli Nowak i Kowalczyk to sąsiedzi, klasyczna Polska. "Założymy antenkę, pan sobie wypróbuje, czy wszystko OK i za 4-5 dni przyjdzie pan podpisać umowę". No to przyszedłem i podpisałem.

Przykład trzeci: niech przemówi obraz.


Takie oto orszaki wędrują tu po domach w Święto Trzech Króli. Jest zbrodnią nie wpuścić.

Na pożegnanie z przyjaciółmi, którzy odwiedzili nas w Sylwestra, obejrzeliśmy dobrze nam znane, świetne "Jeszcze dalej niż północ". Że niby ja i Ewelucha stanowimy polski odpowiednik głównych bohaterów. Jeśli czyta to ktoś z Podkarpacia (na co szansa jednak minimalna), to być może się teraz lekko gotuje. Dlatego kornie i śpieszno wyjaśniam, że to tylko takie niewinne i sympatyczne nawiązanie. Z drugiej strony oddać jednak trzeba, że cała ta kompletnie nowa dla nas rzeczywistość stanowi obietnicę jakiejś ciekawej, życiowej przygody.

Przerwy w nauce muszą być, bo mi główka wybuchnie. Dlatego może będę teraz wpadał tu trochę częściej, na ten z lekka zaniedbany ostatnimi miesiącami blog. Czas tu naprawdę płynie wolniej...

Pozdro i ahoj przygodo!


2 komentarze:

  1. Właśnie przeczytał to ktoś z podkarpacia, a konkretnie z Leżajska. Minimalne szanse stały się faktem :) Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy, Darek.

    OdpowiedzUsuń
  2. 21 yr old Technical Writer Danielle Klagges, hailing from Beamsville enjoys watching movies like Princess and the Pony and Ghost hunting. Took a trip to Historic City of Meknes and drives a A3. Polecane do czytania

    OdpowiedzUsuń